czwartek, 6 czerwca 2013

Trochę tego i owego

Przed długim weekendem udało mi się wykończyć parę sztuk:

dwie pierwsze z koralików, które kupiłam ładnych parę lat temu w Empiku i wreszcie znalazły zastosowanie



te dwie z koralików Knorr


i dwie ostatnie z Toho 11o



Tak mnie wciągnęło, że postanowiłam zmierzyć się z dłuższą formą i oto mój pierwszy lariat, bardzo jestem z niego zadowolona, ma 140 cm i jest matowo błyszczący



Dla chwilowej odmiany na długi weekend zabrałam druty i w przerwach w stawianiu drewnianego mazurskiego ogrodzenia zaczęłam dłubać raglanowy miętowy sweterek w takich okolicznościach przyrody... uwielbiam to miejsce.


Poniżej lepiej widać kolor

Nie wiem, czy prędko uda mi się go skończyć, bo już mnie ciągnie do koralików, coś czuję, że wpadłam w nałóg ;-)

środa, 15 maja 2013

Nadrabiam zaległości

Po długim przestoju postanowiłam pomału wykańczać to co zaczęłam. Na pierwszy ogień poszła chusta echo flower shawl, która czekała od grudnia.


Wełna w precelku bardzo mi się podobała, jednak wzór trochę ginie... Następnym razem muszę się oprzeć trójkolorowym mieszankom. Jeszcze tylko szybkie zdjęcie przed wyjściem do pracy:
I chusta już u zadowolonej właścicielki. Jej się podoba ;-)


Korzystając z tła zrobiłam jeszcze zdjęcie swoim świeżo zrobionym bransoletkom z jadeitu i kociego oka.



piątek, 10 maja 2013

A psik !!! Fuj, ile tu kurzu...

strasznie długo mnie tu nie było... działo się tyle różnych rzeczy zarówno tych miłych jak i mniej miłych i, niestety, bardzo smutnych również. Mimo wszystko postanowiłam wrócić i pokazać coś od czasu do czasu, może bardziej mnie to zmobilizuje do twórczej pracy, pomoże poukładać sobie w głowie różne sprawy...
A przecież wiemy jak dzierganie bardzo w tym pomaga :-)
Poniżej wstawię też zdjęcie, już trochę stare, ze stycznia, pewnej czarnuli, która zamieszkała z nami w styczniu jako prezent pod choinkę dla młodszego syna, ale tak po cichu Wam powiem, że to tak naprawdę ja bardzo chciałam ją mieć, a że moje marzenia i głośne prośby mojego synka się zbiegły , więc proszę:


Taka oto czarna plama. Słabe mam te pierwsze zdjęcia, bo tylko z telefonu. Tu chociaż widać ryjek.


Dziewczynka parę dni była bezimienna, bo jak ktoś już wpadł na jakiś pomysł to reszcie się nie podobało i tak w kółko. Widocznie tak miało być, bo pewnego wieczoru weszłam do pokoju, a tam wszyscy panowie łącznie z mężem leżą dookoła psa na podłodze i każdy ją głaszcze, drapie za uchem, a ona leży rozanielona jak królowa, e gdzie tam królowa caryca normalnie !!!! Następnego dnia coś robiłam z hiszpańskiego i natknęłam się zupełnie przypadkiem na hasło w słowniku ZARINA-caryca i bingo!!! Wszystkim się spodobało, więc przedstawiam Wam labradorkę ZARI .

Wychowanie takiego wulkanu miłości, a przede wszystkim energii wymaga sporo czasu, więc na razie zadowalam się tylko niewielkimi formami, ale jak dla mnie to już coś po takiej przerwie. 
Ostatnio wzięło mnie strasznie na bransoletki, zwłaszcza, że mogę je sama zrobić i szybko cieszyć się efektem. Wcześniej lubiłam jakieś wisiory, potem duże pierścionki. podziwiam prace effci, są piękne. Mam nadzieję, że też się rozkręcę korzystając z kursu, który na swoim blogu zamieściła weraph. To moja pierwsza z matowych koralików, telefon trochę przekłamał kolor, jest pomarańczowo-koralowa i noszę ją non stop, a dziewczyny w pracy zacierają ręce, więc biorę się do pracy.