wtorek, 30 listopada 2010

Najwyższy czas

coś napisać... Ostatnio tak trudno znaleźć czas na cokolwiek. Mam w domu czwarto i pierwszoklasistę, więc starszemu doszły nowe przedmioty i trzeba dopilnować, a młodszy potrzebuje obecności przy odrabianiu lekcji... Jednak staram się mimo wszystko coś dłubać. I tak jak zapowiadałam powstały kolejne dwie chusty. Nie wymagają specjalnego myślenia czy liczenia i to mi narazie odpowiada.


W bordowej kolor lepiej widać na ponizszym zdjęciu:


Trochę też ostatnio zimniej się zrobiło wiec do zeszłorocznego szaliczka boa dorobiłam sobie ażurową czapeczkę i od razu zrobiło się cieplej.


czwartek, 16 września 2010

I po wakacjach

Strasznie długa przerwa od ostatniego wpisu, ale cóż były wakacje :-)
Z naszych wspólnych wakacji z dziećmi speędzonymi na Zakarpaciu na Ukrainie wróciliśmy z końcem sierpnia. Było wspaniale i oczywiscie dwa tygodnie to stanowczo za krótko, aby zdążyc odwiedzić całą rodzinę, pozwiedzać i choć troszkę poleniuchować. Dzieci ciągle marudziły, że ciągle gdzieś ich wyciągamy, a potem nie chciały z danego miejsca wracać. Mają juz sprecyzowane plany na następne wakacje. Bardzo się cieszę, że im się tak spodobało. Dla mnie to podróż trochę sentymentalna. Chciałam pokazać dzieciom skąd pochodziła moja ukochana babcia i gdzie urodziła się ich babcia, a moja mama. Ostatni raz byłam tam 20 lat temu jako nastolatka, od tego czasu dużo sie zmieniło, ale ludzie cudownie serdeczni jak dawniej...Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda sie nam się pojechać na dłużej.
A po powrocie szybkie zakupy szkolne, początek roku, zebrania, dopasowywanie grafików zajęć dodatkowych, same wiecie. No i ten niepokój podczas pierwszych tygodni, czy młodsza latorosl odnajdzie się w szkole, a znowu starszy syn w klasie czwartej ma nowego wychowawcę i dużo nowych przedmiotów... Ot, takie rodzicielskie troski

Ale wracajac kwestii zasadniczej pragnę donieść, że sabbatical skończony i od razu stał sie tym ulubionym. Tylko fotografa jakoś nie mam nigdy pod ręką, ale postaram się jak najszybciej to nadrobić i pokazać go w całości.
Poza tym zrobiłam moją pierwszą chustę z urugwajskiej merino lace. Niestety, połącznie dość ciemnego granatu z jasnym beżem daje dość ostry melanż, który sprawia, że wzór widać tylko na jasnym tle lub pod świato. Ale wełna jest wspaniale miękka i świetnie się blokuje. No i zachorowałam już na kolejne.




 

środa, 7 lipca 2010

„Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni..."

No właśnie, cóż za błogie lenistwo... Skończyłam wreszcie plecy sabbatical’a. Dłużyło się straaasznie mam nadzieję, że teraz już będzie z górki i skończę całość nim dzieci wrócą do domu. Tak więc oddaję się dalej słodkiemu lenistwu we dwoje z przysmakami, które mój M serwuje i mrożoną kawką na deser. Cudownie, chwilo trwaj…


środa, 16 czerwca 2010

Chcę zamienić się w sowę !!!

i zacząć prowadzić dłuugie nocne życie z drutami w dłoniach oczywiście. W ciągu dnia w mieszkaniu mam tak gorąco, że nie jestem w stanie nic, kompletnie nic robić. Np. o 6 rano jest juz 34 stopnie nie da się nawet zrobić przeciągu, bo okna w jednej linii i - oczywiście - wychodzą na koszmarnie głośną ulicę. Lato dopiero się zaczyna, a ja zaczynam już tęsknić za chłodnymi miesiącami...
Przeglądając różne projekty na ravelry natknęłam się na sabbatical, który zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia zarówno kolorem jak i formą. Mój jednak będzie szary i choć to niezgodne z nazwą (sabbatical - wg. wikipedii to w skrócie dłuższa przerwa od pracy) robię go z myślą wkładania właśnie do pracy w chłodniejsze letnie dni - o ile zdążę, bo jestem w stanie robić na drutach jedynie w weekend na działce, ale jak by co na jesień też będzie w sam raz.


poniedziałek, 17 maja 2010

Szczypta wiosny


Tak pięknie było na działce


bo w domu to już tylko trąbiące korki za oknem...

I znowu nic

nie mam do pokazania... Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że wreszcie wrócę do mniej więcej dawnej wagi no i jestem na diecie. Powiedziałam sobie teraz albo nigdy. Jednak po upływie 3,5 miesiąca jest mi coraz trudniej. Mnóstwo czasu zabiera mi wymyślanie i przygotowywanie swojego jedzenia, a że Mężuś cudownie gotuje to co chwila wystawiana jestem na cieżkie próby. Nie jest lekko. Na moje hobby już wogóle nie mam czasu. Pozatym jestem rozdrażniona,  na nic nie mogę się zdecydować, a jak sie zdecyduję to jak pomyślę o robieniu próbek to natychmiast mi się odechciewa, jestem strasznie niecierpliwa. Jak tak dalej pójdzie to przez najblizszych kilka miesięcy nie będę miała się czym pochwalić. Oto przykłady moich czsopochłaniaczy:

Piernik bez mąki i tłuszczu


Rolada szpinakowo - łososiowa

No to się poużalałam...




wtorek, 6 kwietnia 2010

Twórcza niemoc

Nareszcie sfotografowałam swoje wiosenne chusty. Skończyłam je już jakiś czas temu, ale albo aura niesprzyjała, albo aparat odmawiał posłuszeństwa. Pierwsza to znana wszystkim Kiri,



a druga to Swallowtail zrobiona z wełny skarpetkowej z Lidla, bo bardzo spodobały mi się kolory i nawet nieźle się zblokowała. Wrzosową musiałam lekko potraktować żelazkiem, ale tak jest jak się nie zna składu włóczki, ale i tak ją lubię.




A teraz spędzam czas na przeglądaniu gazet i wciąż nie mogę się na nic zdecydować, co by tu wyprodukować z zapasów...

piątek, 19 marca 2010

Przepraszam Remanent

czyli, chwila prawdy.
Wreszcie się odważyłam wyciągnąć zewsząd swoje włóczkowe zapasy. Specjalnie na tę okolicznosć wzięłam dzień wolny z pracy, aby nie mieć w domu świadków... To już naprawdę włóczkoholizm... Ciekawa jestem jakby przeliczyć zmagazynowane metry na godziny niezbędne do ich przerobienia, może to by mnie powstrzymało przed kolejnymi zakupami. Tymczasem, policzyłam, poopisywałam, zrobiłam próbnik, żeby za każdym razem nie przekopywać zapasów w poszukiwaniu blizej nieokreslonego czegoś na coś. A tak próbniczki będą w gotowości pod ręką, a włóczki spakowane w worki próżniowe, będą czekały grzecznie na swoją kolej.
Uf... nareszcie to zrobiłam!!!


A teraz wracam do swojej wiosennej chusty, bo podobno ma być niedługo cieplej ;-) Tak się przejęłam swoimi zapasami, że chusta - jak najbardziej - robiona jest z zapasu.


poniedziałek, 1 marca 2010

HUUUURAAA!!!

Udało mi się dobiec na metę w niedzielę o 23:02!!! Wtedy to rozłożyłam golfik do suszenia. Na ludziu wyglada zdecydowanie lepiej, w sam raz na wiosnę. Bez naszej Olimpiady jeszcze pewnie długo bym go dłubała.
Zrobiony z angory Alize, 23 dkg, druty nr 4,5 i 4.


Tym bardziej się cieszę, że jako przerywnik wydłubałam dodatkowo swoją pierwszą parę skarpet.

piątek, 19 lutego 2010

Zapisałam się

..na igrzyska robótkowe towarzyszące Zimowym Igrzyskom Olimpijskim w Kanadzie. Mój cel to podobny model do tego u Kim:


W wersji cieniowanej:


Wzór prosty, więc myślałam, że szybko pójdzie, tymczasem unikanie jednokolorowych placków przy cieniowanej włóczce jest czasochłonne, nawet przerabianie z dwóch motków na zmianę nie pomaga, bo czasem te kolory tak sie uprą, że przez najbliższych kilkanaście rzędów układaja sie w ogromną plamę. I znowu trzeba pruć... Trzeciego motka nie wezme, bo prędzej oszaleję!! No nic, kto powiedział, że igrzyska będą łatwe, lekkie i przyjemne. Podziwialiśmy niedawno zawodniczkę Petrę Majdić, która podczas treningu wpadła w przepaść i była bardzo obolała, ale jednak dała radę, choć kosztowało ja to wiele, bo po dotarciu do mety znieśli ją z toru... BRAWO!!!
Walczę więc i ja ;-)

Tymczasem musiałam się od sweterka oderwać i porobić przez chwilę coś innego. I tak powstała moja pierwsza w życiu skarpeta, zrobiona wg przepisu Justyny metodą skróconych rzędów. Hm, też cieniowana...



czwartek, 4 lutego 2010

Prosto choć ciekawie

Niedawno skończyłam robić ten sweter:

Było proooosto i nudno. Mój jest czarny no i taki prosty byłby trochę nudny, więc wykończyłam brzegi małą falbanką. Spieszyłam się strasznie, bo potrzebowałam go na styczniowe wesele z dwóch powodów: po pierwsze nie cierpię na takie uroczystości wkładać żadnych żakiecików, a po drugie było 26 stopni mrozu!!! Tempo miałam zawrotne, a nitki chowałam jadąc już samochodem na wesele...
Wykonany jest z Angory RAM, jest milutki i ciepły. Robiłam w dwóch kawałkach i połączyłam na plecach ściegiem o nazwie Grafting. Trochę się tego ściegu obawiałam, bo wyglądał pracochłonnie, a na dodatek włóczka czarna i mechata, ale jak się okazało nie taki dibeł straszny,  i udało się! Narazie zdjęcie mojego debiutanckiego wykonania tego ściegu. Mam nadzieję, że w weekend będzie trochę słońca i uda mi się go sfotografować.

Znalazłam w jednej z książek również ojczystą nazwę tego ściegu: oczko do oczka.

Drugi wielkopowierzchniowy projekt, który właśnie mam na drutach to takie coś:

Natknęłam się na zdjęcie tego swetrzyska w którejś z gazet przy okazji wywiadu z panią Lis. Wpadł mi w oko. Trochę mi zajęło rozgryzienie co tu do czego przyszyte no i właśnie się robi. Mam nadzieję, że zdążę do wiosny, daję radę go robić tylko oglądajac jakiś film, bądź czytając. Niestety, we wzorze nic się nie dzieje poza tym, że końca nie widać. Tak właśnie wygląda mój niedzielny bardzo wczesnoranny zestaw relaksacyjny. Tęsknię już do ażurów.


Przemku - dziękuję za pochwałę no, a przede wszystkim za pierwszy komentarz na moim blogu, pozdrawiam.